Moda i makaron
Sobota, 18 kwietnia
Nie bylo mnie z tydzien albo i dluzej i z gory wszystkich przepraszam za ta opieszalosc.
Porwal mnie szal domowego szlafroka czyli takie domowe rozmamlanie i lezak na ogrodzie.
Wiecie, ksiazka, slonko, muzyka w tle i chmury i doniczki i lawenda i lawenda co prawie uschla bo jej nie podlalam.
(Powtorze jednak bo mam okazje, ze lawenda nie jest roslina jak bazylia co potrzebuje fontanny wody i jest sucholubna. Moze mi sie zdarzyla jakas lawenda wrazliwa, histeryczka co slonce wyszlo na trzy godziny i prawie uschla... jest w kazdym razie zycie i nadzieja i lawenda idzie w gore jak strzala).
Byla tez Wielkanoc rowniez, ale inna i na pewno do zapamietania.
Osobiscie ciesze sie, ze rozmow z Dziewczynami i glupot wirtualnych razem. Oraz z Niedzieli Wielkanocnej, ktora zaczelam od dwugodzinnego spaceru skoro swit. Bardzo polecam taka przebiezke, duzo uklada w glowie i nastraja na sniadanie wielkanocne jak nalezy.
Wrocilam tez do pracy od wtorku i chociaz pracuje z domu to jakos rozlazil mi sie ten tydzien dziwnie, jakbym nie umiala sobie miejsca znalezc.
Chce powiedziec, ze bardzo sie ciesze z naszego bloga.
Z tego, ze tu piszemy.
Donersie, Twoje zdjecia bydgoskie sa absolutnie cudne i czekam na wiecej!
Czy moge podac, ze jedna z moich ulubionych kategorii to jest moda i zycie codzienne wiec Donersie, zdjecie tych Pan Pieknych co ida ulica razem super!
Czy moge prosic o wiecej? I Pan Gazeciarz tez swietny!
Ciekawa sprawa z ta Bydgoszcza w sumie bo musze sie przyznac (tak jak z ta lawenda), ze kiedys dawno temu ten temat byl mi srednio bliski.
Duzo sie mowilo o tym przy stole o Bydgoszczy starej, Dziadzik lubil te tematy i Wujek D. tez.
Ale dla mnie to zawsze byla: wojna i historia, troche zakurzone dzieje, troche straszne, troche dretwe.. Nigdy mnie jakos to nie wciagnelo i zawsze bylam troche obok.. Moze do pewnych rzeczy trzeba czasem dojrzec... Moze trzeba wyjechac, zeby zobaczyc? Nie wiem...
Ciesze sie z tego co Doners tu odkrywa i czekam na wiecej. Sobie poczytam w ten weekend tez. Zaczne o Bydgoszczy przedwojennej bo wtedy bylo chyba najciekawiej i jednak glamour bardzo. Bylo cos czego dzisiaj nie ma i odbija sie czkawka jak echo- czyli multi kulti kiedy rozne spolecznosci i czesto mniejszosci mieszaly sie razem z roznym skutkiem ale jednak. Taka mozaika kulturowa wielu kolorow i jezykow. Byli Niemcy, Zydzi i Polacy. Sasiedzi.
Pamietam wlasnie wystawe w Muzeum Wyczolkowskiego z 2006 roku wlasnie pod takim tytulem.
Sasiedzi. Polacy i Niemcy w przedwojennej Bydgoszczy. Katalog do tej wystawy ciagle chodzi w necie bo po zamknieciu ekspozycji w Wyczolku wystawa pojechala do naszych zachodnich sasiadow. Cieszyla sie ogromych wzieciem i byla wspierana mocno przez Uniwersytet w Bydgoszczy jak rowniez historykow niemieckich, ktorzy pracowali i klocili sie nad trescia tej wystawy razem ale tworczo. Byla ciekawa bo wlasnie pokazywala zycie codzienne i to jak zylo sie w Bydgoszczy kiedys, gdzie sie chodzilo na obiad i po tyton, co sie nosilo, jak sie spedzalo niedziele, jak wygladalo w aptece i w tramwaju. Jakie gazety sie czytalo, gdzie sie szlo na koncert i na randke. Donersie, poszukam Ci tego katalogu na pewno! Wystawa byla hitem i pan Hojka, Kustosz Dzialu Historii z Wyczolka dlugo opowiadal jak dostwal podarki od ludzi, ktorzy mu doslownie znosili sami rozne ciekawe obiekty i eksponaty, znalezione na strychach, w rodzinnych archiwach i w babcinych szafach. Od naczyn kuchennych bardzo osobliwych, sukien slubnych zamaszystych, po maszyny do szycia, stare aparaty fotograficzne, bilety przedwojenne i tony dokumentow (wtedy sila papieru i atramentu byla jednak ogromna). Pan Hojka przyplacil ta wystawe swoistym zalamiem nerwowym bo nie mogl powiekszac w nieskonczonosc przestrzeni wystawowej i rwal sobie wlosy z glowy jak to wszystko wystawic i pokazac, zeby miejsce sie na wszystko znalazlo i zeby wszystko mialo rece i nogi. Oczywiscie byla tez presja ogromna, zeby pokazc wszystko rowno. Jesli szlafrok z domu u Kowalskich to kapelusz z domu Millera tez musi byc pokazany. Fifty-fifty. Rowno. Jesli filizanka z Chodziezy byla to musiala byc tez waza do zupy z Rosenthala.
Milej soboty Trutnie, Dziewice i gnijace ptaszki.
Jade po zakupy zaraz, bo moda to moda i Voque i glamour ale makaron w szafce trzeba miec i arbuza dla Kajsona.