Wszyscy kogos traca/ Ghosteen
Wieczor. Ponizej notka o Baumanie i jego filozofii. Jakos tak sie zlozylo, zupelnie niezamierzenie, ze rowniez chcialabym miedzy innymi napisac o kims/o czyms. Chcialabym sie pokusic o mini recenzje, jak rowniez podzielic moimi odczuciami odnosnie najnowszej ( choc wydanej pod koniec 2019 roku ) plyty Nick Cave and The Bad Seeds. I mam nadzieje wielka, ze bedzie wam sie chcialo to przeczytac.
Zacznijmy moze od tego, ze Nick Cave jest przede wszystkim pisarzem i poeta. Jego teksty to wiersze, takze sluchajac utworow, teksty maja ogromne znaczenie. Choc nie ignoruje oprawy muzycznej, po prostu chce zwrocic uwage, ze slowa w jego piosenkach sa poezja. Dlatego, jesli ktos to lubi, to warto sie w nia zaglebic, bo Nick lubi snuc rozne opowiesci pelne metafor, surrealistyczne opisy czy parafraze przypowiesci.
Ja sie w tym bardzo odnajduje, bo lubie analizowac poezje, choc nie chce tu robic z siebie geniusza- czesto posilkuje sie tlumaczeniami tekstow czy nawet zagladam w interpretacje.
Wracajac do nowego albumu pt. Ghosteen. Nie mozna o nim mowic bez przywolania poprzedniego tj. Skeleton Tree. Nie jest to druga czesc, czy kontynuacja- choc akurat to slowo jest najblizsze. Skeleton Tree jest albumem dusznym i mrocznym ( choc generalnie Nick Cave jest sam w sobie dosc mroczny i bez tragedii osobistych w tle ), jest tak przepelniona rozpacza, lzami, a nawet gniewem, ze smialo moznaby ten album wykrecic, a poplyneloby morze lez. Nie trzeba jakiegos ambitnego krytyka czy znawcy, by wiedziec i slyszec, ze Skeleton Tree powstalo po smierci syna Nicka i jest naszpikowana smutkiem i negatywnymi emocjami, a jednoczesnie w oprawie muzycznej mocno surowa i oszczedna.
Trzy lata pozniej powstaje Ghosteen, okladka jest kolorowa i ukazuje nam pewna sielankowosc, bujna kraine, z odwaznie przedzierajacym sie sloncem zza chmur. Juz sama okladka podpowiada nam, ze tym razem czeka nas troche inna podroz podczas sluchania. I jasne! Nie ma co spodziewac sie bluesowych rozwazan o zabijaniu czy cierpkich love songow. Plyta jest jeszcze bardziej minimalistyczna w oprawie niz jej poprzedniczka, jeszcze bardziej (!), moocno ociera sie o ambient, a jednak zaden dzwiek nie jest przypadkowy. Ciagle mozna wyczuc jakies klebiace sie chmury, duszne powietrze w muzyce. Ten album jest nastawiony na glos Cave'a- ktory w duzej mierze mowi, a nie spiewa. Zdarza sie tez, ze zawodzi- trawiony bólem. Jednak z kazdym kolejnym utworem te chmury rozchodza sie, ulatuja ( jesli tak mozna powiedziec o chmurach ). Przepraszam za chaos, ale wlasnie slucham tej plyty i jednoczesnie analizuje.
Smialo mozna powiedziec, ze album ten to podroz pomiedzy jawa a snem, gdzies w jakiejs magicznej krainie. Odbieram to jako katharsis Cave'a.
Czytalam zreszta w jednej z jego wypowiedzi, ze na tym albumie na nowo probuje odnalezc kolory w zyciu oraz czystosc nieba- znow dostrzegac jego intensywnosc.
Podroz pelna metafizyki i fantastycznych zjawisk, ale jednoczesnie POGODZENIE sie ze strata. To sie bardzo wyraznie przebija. I tak jak na okladce- promienie slonca przebijaja sie przez chmury, tak samo Nick szuka i po prostu czeka, teraz juz cierpliwie i bez gniewu ( to wazne ) na swoja wlasciwa sciezke, by isc dalej. W pokoju i spokoju. Nie oznacza to jednak wciaz, ze nie ma juz bolu i rozpaczy- to sie ciagle przebija i slychac.
Jakie to niby banalne, prawda? Mozna skrocic: Ot, żałoba, a po niej przychodzi powrot do dalszego zycia.
Jednak sposob w jaki to ukazal Cave i jego zespol jest absolutnie piekny. Bo w tak okrojonej muzycznie plycie- ani tu, ani w poprzedniej plycie nie ma krzykow, przeklinania i wyklinania - jest ogrom uczuc i emocji, ktore czesto sa mocno sprzeczne.
To jest bardzo osobisty album, bardzo.
I jeszcze Cave, wracajac na swoja sciezke, dostrzega, ze nie jest sam i nie idzie sam ( co po przeczytaniu spowodowalo u mnie lzy w oczach )
" Galleon Ship ":
" If I could sail a galleon ship, a long, lonely rider across the sky(...) we are not alone, it seems, so many riders in the sky. The winds of longing in their sails, searching for the other side"
( Uwielbiam ten cytat )
Na koniec, bo wiem, ze sie bardzo rozpisalam, chcialabym zwrocic uwage na moj ulubiony, ha- ostatni utwor z plyty.
O przewrotnej nazwie Hollywood. Mysle, ze nieprzypadkowo ten utwor jest ostatni i chyba najintymniejszy. Jest rozdzierajacy, naprawde!
I dla mnie zawiera wszystko co jest najwazniejsze. Do tego- niby Ghosteen to podroz Nicka, a przeciez spokojnie mozemy odniesc te teksty do siebie. I w tym caly geniusz. I za to kocham ten album.
Podsumowujac, tej plyty nie slucha sie przy obiedzie czy sprzataniu. To taki album, na ktory trzeba znalezc czas. By pobyc tylko z nim. Bardzo polecam.
Posluchajcie prosze na poczatek- ostatniego utworu z plyty - Hollywood. :
And I'm just waiting now, for my time to come
And I'm just waiting now, for my place in the sun
And I'm just waiting now, for peace to come
Ps. Udalo mi sie jakos wstawic LINK pod obrazkiem, wiec jak bedziecie chcialy od konca zaczac podroz z Hollywood, to kliknijcie obrazek :)