Niedziela, 29/03/2020
Dzisiaj jest niedziala a jednak moj dzien zaczal sie jakby byl juz poniedzialek.
Podobno czas sie przesunal i jest pozniej niz o tej samej porze wczoraj. O godzine. Ta roznica. Pamietam jednak, ze jest niedziela. To wazne. Zawsze lubilam niedzielne poranki bo zwykle sa one dla mnie powolne. Wiec mata, potem kawa i czytanie newsow. Dzisiaj nigdzie nie trzeba sie spieszyc i w ogole nic nie trzeba. W ogole.
Petarda, bo newsy plyna zewszad strumieniem. Sa na czerwono i podkreslone, wytluszczone, sa wszedzie. Facebook przypomina o urodzinach znajomych wiec wysylam wszystkim zyczenia. (tylko nie wiem w sumie czego zyczyc bo zdrowia to wiadomo ale jednak dzisiaj to brzmi jakos zlowrogo - SPOKOJNEGO ODDYCHANIA WSZYSTKIM ZYCZE ..). Posilkuje sie emotikami czyli twarzami i obrazkami champagna.
Facebook przypomina mi uparcie co bylo dokladnie rok temu - wiec dostaje obrazki, wlasne zdjecia z Jerozolimy gdzie udalo sie nam byc 5 dni i gdzie z takim samym uporem sobie powtarzam, ze wroce na pewno. Zawsze tez mowimy z K. ze jak nas juz nie bedzie i bedziemy tylko duchamy to spotkamy sie przy Jaffa Gate. Taki deal. Jeszcze niedawno sprawdzalysmy pogode w Jerozolimie - juz na przyszly rok, taka dlugoterminowa, wiadomo.. :)
Wszystko sie jednak bardzo zmienilo. Nie mysle, o wyjazdach w tym roku, a o tych co juz zaplanowane zaczynam myslec w trybie przeszlym bo pewnie skonczy sie na mailu, ze nie jedziemy. Nie wiem co zyczyc znajomym w dniu ich urodzin, nie wiem czy madre jest spacerowanie po mojej ulicy, czy paczke od listonosza powinnam zdezynfekowac zanim otworze, czy warto sie martwic czy jest to juz bez sensu, czy warto stac w wirtualnej kolejce na stronie Bootsa gdzie jestem po 40 mintuach pozycja 2345666, czy zamawianie kwiatow do ogrodu z dowozem do domu jest czystym samolubstwem i czy powinnam serio obejrzec ten filmik Jamesa Martina jak sie piecze kryzysowy chleb bez drozdzy (dostalam juz trzy powiadomienia wiec sprawa jest goraca i cos jest na rzeczy).
Wszystko sie zmienilo i nabiera tez innego sensu. Zanim skosze trawe w ogrodzie pomysle czy na pewno jest gdzie wywiezc to skoszone. Od tygodnia nie bylam w sklepie i zaczynam sobie w glowe stawiac kreski za kazdy dzien - ze w sumie wychodzi na plus i daje rade (jak ja wczesniej zylam, codziennie w M&S po jakis drobiazg na lunchu??). Zaczelam czytac etykiety na produktach i to co jest do maja z ulga przesuwam na koniec polki w szafce. Dostaje od znajomych zaproszenia do wirtualnych house party i tylko nie wiem jeszcze czy to jest na stale czy tylko chwilowe.
Ciesze sie, ze jednak pewne rzeczy sa niezmiennie. Jak my tutaj obecnie. Jak nasz pomysl i energia, zeby otworzyc bloga i pisac razem o nas. Jak sens naszych rozmow czesto bez sensu, i glupoty na Messangerze. Jak nasza potrzeba ironii i wysmiania tego co sie dzieje. Nasze klotnie i spory. Nasze humory. Proste gesty, ktore daja do myslenia. Ludzie wokol nas. Czas, ktory mamy i cos znaczy. Ciesze sie, ze jest niedziela i dlatego postanowilam tu napisac. Napisalam juz do dziewczyn zeby zapytac co kto robi. Sasiadka zapukala przed chwila i zaraz stanela przy bramce 5 metrow ode mnie zeby zawolac czy chce cos ze sklepu bo ona idzie do Coopa. Normalny dzien jak co dzien. Weekend!