Rozmyślania przy drugiej kawie
Po przebudzeniu słyszę deszcz bębniący o parapety. Dźwięk dawno nie słyszany! I choć wstawało mi się ciężko, z jeszcze cięższą głową, to cieszę się, że wreszcie spadł deszcz! Otwieram okno i czuję jego zapach i zapach mokrej ziemi, świeży i ożywczy. Zapowiadają taką pogodę na kilka najbliższych dni, przypadających również na długi weekend i ani trochę mi to nie przeszkadza! W innych okolicznościach nazwałbym to złośliwością losu: cały miesiąc suszy a akurat na majówkę pada. No i co z tego? Można zrobić grilla na działce, ale we 3… Jakoś tak nie cieszy. Nie mam totalnie nic przeciwko temu, aby długi weekend spędzić oglądając filmy albo grając w Rumikub. Właśnie, Dziewice, czy quiz aktualny??? :)
Kornelia robi ładnie lekcje. Denerwuje mnie jej rozkojarzenie. Czasami, bo potrafi ładnie się skupić. Nieraz zaskakuje mnie rezolutnością i spostrzegawczością, a czasami wręcz przeciwnie! I okrutnie mnie to denerwuje! Nie mam porównania z innymi dziećmi za bardzo, ale gdy zwierzam się z tego innym mamom, mówią, że znają to doskonale, a nawet bardziej! Staram się wierzyć, że to nie żadna kokieteria z ich strony.
W ogóle nigdy specjalnie nie lubiłam dzieci. Onieśmielają mnie. Patrzą się badawczo analizując twoją twarz z niezdrową ciekawością, tymi nienaturalnie wielkimi oczami. Bez skrępowania wytkną ci każdą przywarę! Jeśli obudzisz się rano z wielką diodą na czole, to wiedz, że dzieciak będzie gapił się właśnie na nią. Kiedy poginałam przez miasto ze złamaną nogą, o kulach, denerwowały mnie te okrągłe łyse głowy prawie wypadające z wózków, żeby popatrzeć na to dziwadło na czterech nogach. I to ślinienie się oraz wszechobecne chrupki i herbatniki! Obiecałam sobie, że sama tego nie doświadczę! Nie udało się oczywiście uniknąć herbatników i biszkoptów w ogóle, ale u mnie po podłodze nigdy nie walały się wyplute chrupki a we wózku młoda nigdy nie siedziała na rozdeptanych ciastkach. Starsze są jeszcze gorsze. Bo już cos tam sobie myślą, oceniają po swojemu, nie zawsze potrafiąc to ukryć. Nigdy nie garnęłam się do brania dzieci na ręce ani do zabaw. Oczywiście to wszystko nieco się zmieniło odkąd mam własnego „kaszojada”. Na pewno nie o 180 stopni, ale może trochę bardziej rozumiem dzieci i trochę mniej mnie krępują. Ciągle nie do końca potrafię zniżyć się do ich poziomu, przemawiać ich językiem stosownie do wieku, ale już mam jakieś doświadczenie. Z własnym dzieckiem jest nieco inaczej, na pewno łatwiej, jednak są momenty, że zapominam, że to jeszcze dziecko. Trudno wtedy okazać cierpliwość, bo nie zawsze chce mi się wysilać i tłumaczyć rzeczy oraz sytuacje dla mnie oczywiste. Myli mi się też typowa dziecięca spontaniczność z nieusłuchaniem. No bo przecież nie da się dziecka zaprogramować, rzadko wystarczy powiedzieć coś jeden jedyny raz i już tak będzie na wieki wieków amen. Z resztą – czy z dorosłymi nie jest dokładnie tak samo?
Brzoza kołysze się za oknem. Ciekawe, gdzie pochowały się wszystkie ptaki?
Coś na rozruszanie!! PIOSENKA
Doners